Jestem dosyc cicha osoba, nie lubie tlumow w okol mnie, glosnego rozmawiania, dotykania. Byc moze dwa koncerty w ciagu trzech dni to bylo troche za duzo, jak na pierwszy raz. Nie mniej jednak, podobalo mi sie! Zobaczylam ich w koncu na zywo. W koncu! Po tylu latach sluchania ich muzyki w sluchawkach, stali przede mna! Cos cudownego. Polecam taki koncert wszystkim, jednak nizsze osoby (jak ja) musza byc przygotowane na to, ze beda sluzyly za statyw do czyjejs komorki, mialy twarz wtarta w czyjes spocone plecy, dostawaly z lokci w glowe oraz sluzyly za miejsce odbicia dla jakiegos skaczacego, nawiedzonego kolesia. Wszystko ma swoj urok... Ale od poczatku.
Pierwsze, co rzucilo mi sie w oczy, gdy weszlismy na arene, to to, ze bylo bardzo duzo pooddzielanych barierkami miejsc. Myslalam, ze moze ktos tam, kto ma bilet VIP moze stac gdzies tam, a Ci inni musza stac w innym miejscu. Mylilam sie. Ci za barierkami po prostu nie lubili scisku, jaki panowal pod scena (madrze). Gdy znalezlismy swoje miejsce, bylismy mniej wiecej w polowie wydzielonego miejsca pod scena. Tzn przed nami bylo ponad dziesiec rzedow ludzi. Gdy koncert sie zaczal, nagle zostalam brutalnie przepchnieta do rzedu trzeciego. No ale to w sumie bylo spoko, bylam blizej Bruce! Jednak mimo, ze juz nie bylo nigdzie z przodu miejsc, ludzie z tylu ciagle na nas napierali. Dobrze, ze moj chlopak stal za mna, to mnie troche od nich bronil i nie pozwolil mi zostac zgnieciona sardynka. Bylam calkiem zafascynowana, do czego zdolni sa ludzie, zeby byc blizej sceny. Na przyklad, tuz po rozpoczeciu koncertu, wpadl miedzy ludzi placzacy chlopiec, moze 10 letni. Wszyscy go przepuszczali, wspolczuli mu. Przesrane zgubic sie w 30 tysiecznym tlumie. Chlopiec zatrzymal sie dopiero w drugim / trzecim rzedzie od sceny, po czym dal znak do taty, zeby ten przyszedl. I tak nagle wyrosla obok mnie wielka rodzina niedzwiedzi, zadowolonych, ze mieli w koncu dobre miejsce. To wlasnie owy tata-niedzwiedz, uzywal mnie jako statywu. A ja mialam zwichniety bark, i na prawde nie lubie, jak ktos sie na nim opiera lub nawet dotyka za duzo! Wiec co chwile strzepywalam wielkie lapy taty-niedzwiedzia z mojego ramienia. A ten nieustannie kladl je z powrotem! W koncu walnelam go z lokcia i sie odsunelam. Przestal. Jednak tam gdzie sie przesunelam, stalam za chlopakiem, ktory skakal jak kangur. Co z tego, ze stalam pod nim. I nie skakal protopadle do podloza, nie nie. On pchal ludzi z przodu, wiec skakal jakby pod skosem. Za kazdym, jeb*nym razem odbijajac sie od moich stop. Po tym jak gosciu nie reagowal na moje piesci w swoich plecach, probujace go odsunac, przemiescila sie jeszcze troche w lewo. I tam juz zostalam. Bylo ok, z tym ze za kazdym razem jak chlopak przede mna podnosil reke, musialam wstrzymywac oddech.
O wlasnie, jesli nie lubisz zapachow, ciezko Ci bedzie wytrzymac na koncercie Iron Maiden. Zapach potu, piardow i nieswiezych oddechow nieprzerwanie unosi sie w powietrzu. (Haha jakim powietrzu? Tam nie bylo czym oddychac. Te zapachy to bylo powietrze).
Jednak chyba mnie to wszystko przeroslo, bo na koniec czulam, ze nie mam sily. Nagle wszystko bylo za glosne, swiatla za jasne, a ludzie za blisko. Nie bylo latwo wytrzymac te ostatnie minuty koncertu, myslalam, ze zemdleje. Ale dalam rade! Na pewno jeszcze nie raz pojde na koncert Iron Maiden (no a przynajmniej mam taka nadzieje), jednak mysle, ze juz nie bede stala pod sama scena. Raz wystarczy.
Kurcze, zespol niezle sie trzyma. Nie moge im sie nadziwic ile maja werwy i energii. Przeciez to juz dziadkowie! Zespol obchodzil niedawno 40 urodziny. Biedny Dave Murray... Wszyscy inni w zespole starzeja sie jakos z pazurem, a on wyglada jak dziadzio pieczacy paczki, usmiecha sie ciagle. Jest przeuroczy!
Zdjecia niestety nie sa mojego autorstwa. Mi telefon padl, a aparatu ze soba nie brala, bo sie balam, ze ktos go splaszczy (i pewnie by tak bylo, uhh).
Zrodlo zdjec: klik
~ Pepilio
Koncerty mają swoją cenę, to nie to samo co oglądanie teledysku na youtube w wygodnym fotelu. Koncerty zazwyczaj przypominają bitwę o życie, ale ja to lubię! Nie przeszkadzają mi ani ręce na głowie, ani ręce pod żebrami ani zapach młodych, pryszczatych ludzi którzy nie wiedzą co to dezodorant. W czasie koncertu, gdzie słucham kogoś kogo naprawdę lubię, staję się odporna na okropne bodźce z zewnątrz. To jest właśnie ta magia muzyki, o której się mówi, daje nam siłę by żyć (w sumie by przeżyć w stadzie toczącym pogo pod sceną) ach... rozmarzyłam się o takim dobrym koncercie :3
ReplyDeletepozdrawiam cieplutko myszko :*
ayuna-chan.blogspot.com
Mi sie wydaje, ze powinnam byla miec wiekszy odstep miedzy koncertami. Wszystko bylo nagle i za duzo. (dwa dni wczesniej bylam na koncercie Muse). Ale to prawda, na koncertach najbardziej odczuwa sie magie muzyki. I to uczucie gdy idol stoi na wyciagniecie reki! Mimo, ze polowe drugiego koncertu bylam jak w amoku, bylo super!
DeleteMysle, ze kazdy powinien sprobowac :D
Mam nadzieje, ze niedlugo trafi Ci sie jakis dobry koncert ;)
Koncerty to niesamowite przeżycia, zgadzam się z tobą, ponieważ obecność na nich jest strasznie męcząca, przez te zapachy, tłum i brak tlenu, ale stwierdzam że warto! Byłam na dwóch ogromnych koncertach i nie żałuję, ponieważ niesamowite przeżycia towarzyszą mi do dzisiaj. Marzy mi się koncert 5 Seconds of Summer w Polsce. Mam nadzieję, że chłopcy tu przyjadą.
ReplyDeleteBuziaki i pozdrawiam Cię cieplutko :*
Skryta Książka
Na5 Seconds ofSummer tez bym poszla! Spiewac Amnesia z Calumem! Wgl maja mnostwo ladnych piosenek.
DeleteI zdecydowanie sie zgadzam, ze warto chodzic na duze koncerty, mimo wszystko! :D
OOOOO!!! Mega zazdroszczę!! Byłam na koncercie Metallici dwa lata temu i nigdy tego nie zapomnę. Jednak koncert oglądany na płycie a nie na trybunach to zupełnie co innego :) Jak widać gustujemy nie tylko w podobnych książkach, ale i muzyce :) Pozdrawiam!! :)
ReplyDelete